niedziela, 5 grudnia 2010

W krainie olbrzymów : anegdota.

Zaraz rozpoczną się zajęcia z Panem Czepialskim. Wszystkie dzieci siadają w kółeczku jak Pan przykazał. Koło jest symbolem równości, jak okrągły stół. Choć prawdę mówiąc, nie zdarzyło nam się usiąść w idealnym kole. Nie wiedzieć, czemu krąg spłaszczał się na biegunach. Po prawicy Pana, Pana Czepialskiego siedzę ja (w strefie okołobiegunowej północnej), ale to pewnie tylko, dlatego, iż nigdy nie przekroczyłem terminów nieprzekraczalnych. Innych czeka potępienie.
Na biegunie południowym zasiada Michał Dziubdziuk, pan antarktycznych mrozów. Rozkraczonym spojrzeniem pewnie obejmuje całą przestrzeń przestraszonych min i wpatruje się pewnie w oczy Czepialskiego. Zimowe słońce poranka odbija się kaskadą błysków od cienkich szkieł ich binokli. Siedzą naprzeciw siebie, obydwoje pewni własnej racji. Starożytni tytani nieznający strachu, mający w pogardzie zwykłych śmiertelników... Cicho wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie!
Diubdziuk postanawia uratować honor śmiertelnych studentów o "przekraczalnym" terminie życia, to jak Prometeusz, który ofiarował ludziom ogień. Kaganek wiedzy, by nie błądzili po omacku. Heroicznie zbliża się do wszechmocnego i okrutnego Czepialskiego, po przyjacielsku poklepuje go po ramieniu:

-Co tam stary, jak minął dzień. Jak płynie praca...

Wtem oczy Czepialskiego zalewa krew i teraz żarzą się piekielnym płomieniem. Wydaje po chwili z siebie niski przeraźliwy głos, którego tony przenikają  wnętrza Tatratu:

-Proszę do kurwy nędzy, mówić do mnie Pan! Bowiem ja jestem tu Panem!

Za karę Dziubdziuk zostaje wygnany za drzwi, a może po prostu sam wychodzi. Od tej straszniej chwili nikt nie odważył się podnieść głosu na Pana. Został potępiony ale dał ludziom nadzieje, że można do wykładowców mówić na ty.



Brak komentarzy: