poniedziałek, 13 grudnia 2010

Ikar

złodziej zapalniczek
siedzi na moście kolejowym
milczy – pewnie chciałby odlecieć
cóż z tego
jak drobnym kieszeni brakuje

mówili – palenie szkodzi
wódka w głowie miesza
narkotyk zabija – zabija !
pomyślał – a cóż mi śmierć.

z dala atrapa miasta
śmieje się dama z reklamy
stara, zmęczona fabryka
kosmetyków i płynów do naczyń

wokół tylko wagony
tutaj jest spokój
stoją rzędami parowozy marzeń
w tle słychać muzykę sfer

mówili – nie bądź głupi
ty, nie będziesz jak on
stąpaj po ziemi – po Ziemi !
zaśmiał się – a cóż mi do Nieba

widział jak polewali
z kanistra benzyną człowieka
- pewnie to jakiś urzędnik
nie było więc żal

raczej zazdrość
jak on mógł tak spadać
płonąć jak paw
a potem przygasać powoli

papierosowy pet

piątek, 10 grudnia 2010

Pieśń XXX

Pełen on bólu pakutnik – na bogi !, 
uchroń go Nike od pustej trwogi…

... 
Tak na to rzecze bławutna Córa;
„nie szczędzę nikogo - ni syna,
ni matki, nawet samego Cezara Jula
Więc bacz na słowa i ukorz pokornie;
jeśli zaprawdę chcesz zemrzeć godnie”.
„Pani zaradna, Westalko szczęśliwa;
me życie tak marne w smutku upływa
Oszczędź dziadki choć, ja zgrzeszył;
tak wiele, szczęście me z domu speszył
One aniele, wstrzym Ty im wyroki;
a mnie za ześlij jak mówią proroki !”

„Dobra w tobie, za życia nie było wcale;
i prosisz o dziadki tak zuchwale !
Jeśliś jest prawy, Ja cofnę wyroki;
dzieci oszczędze, zwrócę swe kroki,
wrócisz w Dom swój, przebaczenie dam;
acz jeśliś ty zły i zadałeś mi kłam;
wtedy biada dla duszy twej będzie
sam na Ziemi cierpiał będziesz zawsze.
I wszędzie…”

To rzekła Nike i skrywając lice;
i czarnym kirem przysłoniła źrenice
Jak zjawa znikła, przepadła w topieli;
w mgławej rozpływając się bieli;       
Pątnik ochłonął – lecz czy przysiągł szczerze ?

Zwątpienie go zaszło, przy nocnej wieczerzy;
„cóż mi pociechy, ciało me w grobie już leży…”
Patrzy w siebie, oczyma wciąż bieży;
czy już zapomniał, czy już nie wierzy ?
Może to trunek zmącił mu w głowie;
sam już miał nie pić, cóż teraz powie ?
Tej co wróciła, z koszem u ręki;
pacholęciem kwilącym, czy przejrzał jej męki ?
Pnina ni słowa, do niego nie rzecze
czy zrobiła coś nie tak, modli się przecież ?
Co dzień prosi o wybawienie;
niewinna istota, dane będzie jej odkupienie ?

Syczy i burczy, żonę wciąż tyka;
Trunek złocisty w gardle połyka
Dziatki ukochał, żoną zaś wzgardził;
Ty więc sposobem, gniew Nike wzbudził.

„Kłam mi zadałeś wstrętny opilcu
los więc twój marny, przepadnij wężu !
Zabrała mu kufel jego zaczarowany;
Dała mu dwa ziarnka gorczycy;
„Zrób sobie z tego swe piwo”
- zaśmiała się, on został z niczym…”

Cierpi teraz katusze tak straszne;
skończyło się życie jego hulaszcze.


*utwór pisany fixometrem, z kunsztownym użyciem częstochowskich rymów

czwartek, 9 grudnia 2010

W żargonie akademicznym

Koledzy i koleżanki, nie mogę się zgodzić z waszym twierdzeniem. „Pordon spierdalać” - tak mogłyby powiedzieć tylko człowiek niespełna władz umysłowych, toczący z ust białą pianę i rzucający przedmiotami zastanej rzeczywistości. Antyczłowiek.

...
Zauważcie jednak, że nie jest możliwe zanegowanie istnienia podczłowieka, dla pełnej jasności tłumaczę. Osobnik o cechach charakteru niebudzących podziwu płci przeciwnej, naiwny, nie wiele wiedzący o sprawach. Taki człowiek wpisuje się w klasyczny schemat „kozła ofiarnego” albo takim chce być widziany, po prostu tak mu wygodnie (to życiowy nieudacznik, z objawami opóźnienia umysłowego). Rzecz jasna jest to byt całkiem niegroźny, nie potrafi.

...
Przejdźmy jednak do rzeczy, co może mieć wspólnego antyczłowiek z podczłowiekiem, to bez wątpienia przeciwne prądy. Tylko badacz o skromnych ambicjach, mógłby pokusić się o sformułowanie tak banalnej tezy. Asumpt w tym, że nie można identyfikować autora z podmiotem lirycznym, ten drugi zwykle bywa zwykle tym, co ten pierwszy wypycha ze świadomości. Zdążając jednak do filozofii Niczego załóżmy, że w wyniku zetknięcia się antyczłowieka z podczłowiekiem następuje anihilacja, w skutek czego byt staje się normalny. Dajmy na to taki Józef K. Taka jednostka, „jednostka powszechna” jest w pełni dostosowana do egzystencji w środowisku, zyskuję aprobatę innych i może się rozmnażać. Dopasowuje się do zmieniających się norm społecznych, jej uzwyklenie na czynniki środowiska pozwala nawiązywać stosunki międzyludzkie.

...
Kontent w tym drodzy koledzy i koleżanki, iż taka jednostka z logicznego punktu widzenia zaistnieć nie może. Stwierdzenie to może budzić kontrowersje, ja nie zamierzam jednak do końca negować stanu zwykłoty, życie studentów często bywa okrutne. Odnotowuje się, bowiem nagminnie u wielu bytów utratę świadomości, skutkiem, czego staje się „umysł kolektywny”. Umysł kolektywny, ale jest w istocie umysłem totalitarnym, władczym i prześmiewczym.

...
Wracając jednak do skutków anihilacji, wyjaśniam. Proces ten jest niemożliwy, przynajmniej  w warunkach fizycznych tego wszechświata. Zaprzecza temu filozofia Niczego, jednostka normalna może zaistnieć tylko potencjalnie, jej profil jest zależny o ilość permutacji wpływających bodźców. W większości wypadków byt wykreowany z kobiecego łona, uzyska status Kafkowski. Te jednostki, które jednak w życiu nie zdołają spowszednieć pozostaną już do końca zawieszone. Ten stan powszechnie zwany bywa „inny”.


niedziela, 5 grudnia 2010

W krainie olbrzymów : anegdota.

Zaraz rozpoczną się zajęcia z Panem Czepialskim. Wszystkie dzieci siadają w kółeczku jak Pan przykazał. Koło jest symbolem równości, jak okrągły stół. Choć prawdę mówiąc, nie zdarzyło nam się usiąść w idealnym kole. Nie wiedzieć, czemu krąg spłaszczał się na biegunach. Po prawicy Pana, Pana Czepialskiego siedzę ja (w strefie okołobiegunowej północnej), ale to pewnie tylko, dlatego, iż nigdy nie przekroczyłem terminów nieprzekraczalnych. Innych czeka potępienie.
Na biegunie południowym zasiada Michał Dziubdziuk, pan antarktycznych mrozów. Rozkraczonym spojrzeniem pewnie obejmuje całą przestrzeń przestraszonych min i wpatruje się pewnie w oczy Czepialskiego. Zimowe słońce poranka odbija się kaskadą błysków od cienkich szkieł ich binokli. Siedzą naprzeciw siebie, obydwoje pewni własnej racji. Starożytni tytani nieznający strachu, mający w pogardzie zwykłych śmiertelników... Cicho wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie!
Diubdziuk postanawia uratować honor śmiertelnych studentów o "przekraczalnym" terminie życia, to jak Prometeusz, który ofiarował ludziom ogień. Kaganek wiedzy, by nie błądzili po omacku. Heroicznie zbliża się do wszechmocnego i okrutnego Czepialskiego, po przyjacielsku poklepuje go po ramieniu:

-Co tam stary, jak minął dzień. Jak płynie praca...

Wtem oczy Czepialskiego zalewa krew i teraz żarzą się piekielnym płomieniem. Wydaje po chwili z siebie niski przeraźliwy głos, którego tony przenikają  wnętrza Tatratu:

-Proszę do kurwy nędzy, mówić do mnie Pan! Bowiem ja jestem tu Panem!

Za karę Dziubdziuk zostaje wygnany za drzwi, a może po prostu sam wychodzi. Od tej straszniej chwili nikt nie odważył się podnieść głosu na Pana. Został potępiony ale dał ludziom nadzieje, że można do wykładowców mówić na ty.